HENRYK GOSTYŃSKI / AUTOPORTRETY „Dziennik intymny”
Cykl autoportretów pokazywanych na wystawie to świadectwo analizy siebie degradującego się i jednocześnie zapis procesu odrodzenia się poprzez twórczość.
Henryk Gostyński w „Dzienniku intymnym” notuje własne stany emocjonalne niemal fizycznie doświadczając rozpadu w momencie dokonywania zniszczenia fotograficznych portretów. Nawracające destrukcyjne gesty, ciągłe kaleczenie własnego wizerunku przywodzi na myśl rzeczywiste zadawanie/rozpoznawanie/wyrażanie bólu. Artystyczny gest będący mocnym działaniem sensualnym dotyczy nie tyle fotograficznego autoportretu, co substytutu samego siebie, swojej cielesności.
Materią artystycznego działania jest tu autoportret postrzegany jako figura portretu umysłu i jednocześnie autoanaliza będąca bolesną chęcią dotarcia do sedna siebie. Symboliczne rozbicie czaszki, zaglądanie do jej wnętrza to sposób mapowania natrętnego dziania się, przeżywanych fobii, manii, zapętlenia w sytuacji bez wyjścia, bycia w matni. Jest to w jakimś sensie materialny zapis stanu samotnego, odseparowanego przez ból i chorobę umysłu, a jednocześnie desperacka próba wyjścia poza własne ograniczenia poprzez zbudowanie z tych samych lęków i organicznej, cielesnej materii obiektu artystycznego.
Artysta zapisując siebie jednocześnie dystansuje się do stworzonego dzieła, ogląda go z zewnątrz i może poprzez sztukę odbudować siebie. Destrukcja prowadzi do ponownego zbudowania na gruzach. Sztuka jako jedyne, co warto zatrzymać, staje się świadectwem człowieczeństwa. Jest nadzieją na zmartwychwstanie, ale nie nadzieją na zupełne dokończenie dzieła. Wszystko, co stworzone, pozostaje w swej cząstkowej formie jedynie fragmentem wszechświata. Artyście towarzyszy sceptycyzm na temat możności skończenia dzieła. To zawsze nieskończone, ocierające się o boskość, ale i rozpad trwanie doskonałe w swej niedokończoności i potencji zmiany. Mimo dokonanego odrodzenia poczucie bycia częścią, niedookreśleniem, rozpadem towarzyszy twórcy już zawsze. Dokonana wiwisekcja to sposób na to, by dzięki umysłowi zracjonalizować ludzkie trwanie, ale zawsze w akceptacji niedoskonałości i w pokorze przed nią.
Henryk Gostyński w „Dzienniku intymnym” notuje własne stany emocjonalne niemal fizycznie doświadczając rozpadu w momencie dokonywania zniszczenia fotograficznych portretów. Nawracające destrukcyjne gesty, ciągłe kaleczenie własnego wizerunku przywodzi na myśl rzeczywiste zadawanie/rozpoznawanie/wyrażanie bólu. Artystyczny gest będący mocnym działaniem sensualnym dotyczy nie tyle fotograficznego autoportretu, co substytutu samego siebie, swojej cielesności.
Materią artystycznego działania jest tu autoportret postrzegany jako figura portretu umysłu i jednocześnie autoanaliza będąca bolesną chęcią dotarcia do sedna siebie. Symboliczne rozbicie czaszki, zaglądanie do jej wnętrza to sposób mapowania natrętnego dziania się, przeżywanych fobii, manii, zapętlenia w sytuacji bez wyjścia, bycia w matni. Jest to w jakimś sensie materialny zapis stanu samotnego, odseparowanego przez ból i chorobę umysłu, a jednocześnie desperacka próba wyjścia poza własne ograniczenia poprzez zbudowanie z tych samych lęków i organicznej, cielesnej materii obiektu artystycznego.
Artysta zapisując siebie jednocześnie dystansuje się do stworzonego dzieła, ogląda go z zewnątrz i może poprzez sztukę odbudować siebie. Destrukcja prowadzi do ponownego zbudowania na gruzach. Sztuka jako jedyne, co warto zatrzymać, staje się świadectwem człowieczeństwa. Jest nadzieją na zmartwychwstanie, ale nie nadzieją na zupełne dokończenie dzieła. Wszystko, co stworzone, pozostaje w swej cząstkowej formie jedynie fragmentem wszechświata. Artyście towarzyszy sceptycyzm na temat możności skończenia dzieła. To zawsze nieskończone, ocierające się o boskość, ale i rozpad trwanie doskonałe w swej niedokończoności i potencji zmiany. Mimo dokonanego odrodzenia poczucie bycia częścią, niedookreśleniem, rozpadem towarzyszy twórcy już zawsze. Dokonana wiwisekcja to sposób na to, by dzięki umysłowi zracjonalizować ludzkie trwanie, ale zawsze w akceptacji niedoskonałości i w pokorze przed nią.
Maria Piątek